Pod koniec 2022 r. sekretarz Rady Bezpieczeństwa Armenii Armen Grigorjan poinformował w telewizji, że Armenia znajduje się pod silną presją, prawdopodobnie ze strony Moskwy, aby przystąpiła do państwa związkowego Rosji i Białorusi i otworzyła korytarz do azerbejdżańskiego Nachiczewanu prowincji przez własną prowincję Syjunik.
Podczas gdy poważne problemy bezpieczeństwa Armenii stwarzają okazję do tego rosyjskiego posunięcia, pytanie brzmi, dlaczego Moskwa wybrała ten konkretny moment i co to zwiastuje dla przyszłości Kaukazu Południowego.
Podczas gdy Moskwa, jak można było przewidzieć, zaprzeczyła twierdzeniom Grigorjana, nie byłoby powodu, by wydawać to zdumiewające oświadczenie znienacka. Niemniej jednak wydaje się, że ruch Moskwy był zarówno nieoczekiwany, jak i sprowokowany przez Erywań, ponieważ nie odnosi się do pilnych wyzwań w zakresie bezpieczeństwa Armenii. Członkostwo w państwie związkowym prawie na pewno zainicjuje proces prowadzący do ograniczenia lub stopniowego zniesienia rzeczywistej suwerenności Armenii, jak to się stało z Białorusią. Może to też doprowadzić do stacjonowania przez dłuższy czas większej liczby rosyjskich żołnierzy na terytorium Armenii.
Wojenna cezura czasowa
Dylemat bezpieczeństwa Armenii i ewidentnie postrzegana przez Rosję podatność na presję wynikają z wyniku wojny z Azerbejdżanem w 2020 r. Zwycięstwo Azerbejdżanu nie doprowadziło do pokoju, ze względu na połączenie ciągłych wysiłków Baku zmierzających do narzucenia porozumienia terytorialnego za pomocą dyplomacji wspieranej przez Turcję oraz powszechnej odmowy zgody rządu Armenii na zawarcie pokoju i powszechnego oporu. Powojenna sytuacja pozostaje napięta i nierozwiązana. Tymczasem Armenia sama stawia czoła nierozerwalnemu i solidnemu sojuszowi turecko-azerbejdżańskiemu, a jej próby wynegocjowania traktatu z Turcją jeszcze nie przyniosły rezultatów.
Tak więc Armenia, jak to często bywało, jest zdana na siebie. Historycznie niezmiennie prowadziło to do sytuacji, w której Armenia musiała polegać na rosyjskiej potędze, aby chronić ją przed zagrożeniami, jakie dostrzega ze strony Azerbejdżanu i/lub Turcji. Rosja interweniowała, aby zatrzymać wojnę w 2020 roku i umieściła swoje siły pokojowe w Górskim Karabachu. Próbowała także rozpocząć proces mediacji, w której sama była mediatorem, co również upadło i najwyraźniej tylko zasłużyło na nieufność zarówno Azerbejdżanu, jak i Armenii. Co więcej, Moskwa nie podjęła działań za pośrednictwem Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ), gdy Armenia zażądała od niej podjęcia działań przeciwko Azerbejdżanowi lub wywarcia jakiejkolwiek presji na Baku.
Skąd taka propozycja Moskwy?
Obecna izolacja i podatność Armenii na naciski ze strony Azerbejdżanu i Turcji może być wyjaśnieniem rosyjskiej próby odwrócenia jej pogarszającej się pozycji w Erywaniu poprzez naciskanie na Armenię, by przyłączyła się do państwa związkowego. Zgoda Armenii na taki krok mogłaby ostatecznie doprowadzić do silniejszych rosyjskich inwestycji w jej bezpieczeństwo, jednak cena za to jest dla Armenii nie do zaakceptowania. Rosja doprowadziła do erozji suwerenności Białorusi, a kraj ten może teraz zostać wciągnięty w wojnę z Ukrainą, której wyraźnie nie chce. To samo czeka Armenię, jeśli ulegnie rosyjskiej presji. Z pewnością jej program wewnętrznej demokratyzacji reform, który Moskwa traktuje z podejrzliwością, również zostałby zastopowany.
Jeśli jednak Moskwa nie chce upoważnić swoich sił pokojowych do utrzymania linii lub przeciwstawienia się ingerencji Azerbejdżanu w Armenię, dlaczego nagle miałaby teraz wysuwać tę propozycję, która ostatecznie może pociągać za sobą większą formalną odpowiedzialność Rosji za obronę interesów Armenii, a nawet terytorium? Prawdopodobnie odpowiedź na te pytania tkwi w wyraźnie osłabionej pozycji i potędze Rosji na Kaukazie Południowym i w Azji Środkowej z powodu niekompetentnego prowadzenia przez nią wojny z Ukrainą.
W wyniku wojny Moskwa nie może sobie pozwolić na angażowanie się w potencjalnie ryzykowne działania zbrojne gdzie indziej, a już najmniej przeciwko sojusznikowi Turcji, na którego antagonizowanie w żadnym wypadku nie może sobie obecnie pozwolić. Rosja zmniejszyła swoje siły na Kaukazie Południowym i w Azji Środkowej, zmniejszając swój ogólny regionalny potencjał wojskowy i zdolność do zdecydowanego działania w tych regionach. Ten ciągły wzrost obecności zagranicznej wraz z niepowodzeniem Rosji w prowadzeniu procesu pokojowego, zachęcił zarówno UE, jak i administrację prezydenta Bidena do odgrywania roli potencjalnych mediatorów. Obserwujemy zatem spadek zarówno zdolności militarnej Rosji, jak i jej gotowości, chęci i zdolności do odgrywania wiodącej roli politycznej w regionie. Otwiera to możliwości dla podmiotów trzecich dochodzenia własnych interesów.
Erozja pozycji Rosji na Kaukazie Południowym i w Azji Centralnej
Presja Rosji na przystąpienie Armenii do państwa związkowego ma na celu odzyskanie części utraconej pozycji na Kaukazie Południowym poprzez promowanie rozwiązania zwiększającego jej wpływ na Armenię i przypuszczalnie Azerbejdżan. Poza tym stanowi także próbę odzyskania neoimperialnej pozycji jako regionalnego gracza ds. bezpieczeństwa na tym obszarze. To z kolei ilustruje niepowodzenie Moskwy w zrozumieniu mentalności i psychologii Armenii, podobnie jak całkowicie błędnie odczytała Ukrainę. Jest mało prawdopodobne, aby Erywań ugiął się pod tą presją, jeszcze bardziej zrzekł się suwerenności i zrezygnował z procesu demokratyzacji.
Ale co być może ważniejsze, wysiłki Rosji, by wywrzeć presję na Armenię, by zaakceptowała prawdopodobne zmniejszenie jej suwerenności w zamian za wątpliwą ochronę, pokazują, jak mało Rosja nauczyła się z dotychczasowego niepowodzenia imperialistycznej agresji przeciwko Ukrainie. Z coraz bardziej histerycznej retoryki Moskwy na temat wojny i ogólnie polityki światowej jasno wynika, że pozostaje ona całkowicie zafascynowana swoją rzekomo z góry ustaloną imperialną rolą, nie tylko na Ukrainie, ale w całym byłym Związku Radzieckim. Rzeczywiście, tylko na tej podstawie Moskwa mogła założyć, że ta propozycja jest uzasadnioną odpowiedzią na erozję jej pozycji na Kaukazie Południowym, że Erywań z pewnością skapituluje przed jej naciskiem i że wciąż ma niekwestionowaną zdolność do egzekwowania quasi-kolonialnego porządku w regionie.
Rzeczywiście, widzimy to samo myślenie w równoczesnej propozycji Moskwy dla Uzbekistanu i Kazachstanu dotyczącej unii gazowej. W wielu innych przypadkach, np. w Bułgarii i Serbii, Rosja wykorzystała swoją zdolność wywierania nacisku w sektorze energetycznym danego kraju, aby przejąć wpływy w innych kluczowych sektorach gospodarki i elitach politycznych. Bez względu na zalety proponowanej unii gazowej niewątpliwie dałaby ona Rosji przewagę nad programami energetycznymi Uzbekistanu i Kazachstanu oraz, ze względu na znaczenie tego sektora, nad ich ogólną gospodarką i polityką. Ta sama dynamika panuje w Armenii, jak w Azji Środkowej i na Ukrainie.
Propozycje te, wraz z wojną na Ukrainie, wskazują na fakt, że po trzydziestu latach post-sowieckiej historii w tych regionach Moskwa nadal nie jest w stanie odzyskać choćby pozorów imperium. Jak pokazuje Ukraina, zasoby Rosji maleją i przynoszą coraz mniejsze zyski przy coraz wyższych kosztach. Włączenie Armenii do państwa związkowego może przynieść tymczasowy wzrost bezpieczeństwa i podbudować krótkoterminowo nadszarpnięty prestiż Kremla. Jednak długoterminowa cena przyjęcia tej nieprzemyślanej propozycji jest zbyt uciążliwa dla Armenii, Białorusi, a nawet Rosji.