Armenii nie brakuje dziś palących problemów. Po zaledwie dwóch tygodniach swojej kadencji nowy parlament kraju wykazuje niewielką skłonność do ich rozwiązywania, pochłonięty kłótniami. Nowa opozycja obiecała przeciwstawić się partii rządzącej jak wrogowi, a ta stara się zabronić tej pierwszej znieważania jej.
Parlament zainaugurował prace 2 sierpnia i podobnie jak poprzedni jest zdominowany przez sojuszników premiera Nikola Paszyniana i jego partii Umowy Cywilna, która ma prawie dwie trzecie miejsc w organie. W przeciwieństwie do ostatniego parlamentu, wybranego pod koniec 2018 roku, tym razem opozycja jest bardziej radykalna od początku i nie chcąca ustąpić ani na centymetr partii rządzącej.
Ton nadano pierwszego dnia parlamentu, kiedy członkowie Sojuszu Armenia pojawili się na sesji w koszulkach przedstawiających twarze kilku niedawno aresztowanych opozycjonistów i napisem „więźniowie polityczni”. Na koszulkach widnieli lokalni urzędnicy z prowincji Syjunik, na granicy z Azerbejdżanem, którzy, jak twierdzi opozycja, zostali aresztowani za opór przeciwko Paszynianowi. Dwóch z nich reprezentowałoby Sojusz Armeński w parlamencie, gdyby nie byli w więzieniu (oficjalnie zostali oskarżeni o przestępstwa, w tym defraudację funduszy i nadużycie władzy).
Pierwsze spięcia w nowej kadencji
Członkowie Sojuszu Armenia przerwali rozpoczęcie sesji domagając się uwolnienia uwięzionych urzędników. „Nasi dwaj koledzy, wybrani posłowie, są za kratkami.” – powiedział Armen Rustamjan, poseł Sojuszu Armenia. „Nie możemy rozpocząć posiedzenia nowego parlamentu z pominięciem faktu, że prawo jest łamane – mają immunitet” – akcentował.
Od tego czasu parlament zdołał wybrać przewodniczącego, wicemarszałków i szefów komisji – i niewiele więcej udało się zrobić. Punktem kulminacyjnym jego krótkiej dotychczasowej kadencji był spór o osobiste zniewagi. Źródłem sporu była nowa ustawa uchwalona przez ustępujący parlament 30 lipca, podciągająca pod odpowiedzialność karną „poważne zniewagi” urzędników państwowych. To zrodziło pytania o to, co stanowi poważną zniewagę.
Na sesji parlamentu 11 sierpnia Anna Mkrtchjan, posłanka z drugiego bloku opozycyjnego, Mam Honor, użyła określenia „kapitulator Nikol” na określenie premiera. Marszałek Alen Simonjan poprosił ją następnie o wyłączenie mikrofonu, a nowo wybrany wicemarszałek Sojuszu Armenii, Ishkhan Saghateljan, stanął w obronie deputowanej, argumentując, że terminy takie jak „dawca ziemi” lub „kapitulant” to epitety, które są szeroko stosowane w odniesieniu do Paszyniana od porażki w zeszłorocznej wojnie z Azerbejdżanem – nie liczą się jako obelgi, ale jako „oceny polityczne”.
Jeden z deputowanych z Umów Cywilnej, Narek Grigorjan odparł, że taki język jest „nie do zaakceptowania” i zaczęła się werbalna walka. Kłótnia nasiliła się, gdy marszałek Alen Simonjan wezwał strażników i nakazał przerwać transmisję na żywo z sesji parlamentu. Dziennikarze osobiście relacjonujący sesję zostali również proszeni o opuszczenie loży prasowej.
To zapoczątkowało debatę na temat wolności prasy w relacjonowaniu parlamentu. „Zawsze byłem i pozostanę orędownikiem dziennikarzy, orędownikiem wolności słowa.” – powiedział dziennikarzom inny poseł partii rządzącej Vladimir Vardanjan. „Jednak” – dodał – „nie sądzę, że funkcją mediów jest relacjonowanie walki”.
Wydalenie dziennikarzy spotkało się z naganą rzecznika praw obywatelskich kraju. Nina Karapentjants powiedziała, że dziennikarze mogą być zmuszeni do apelowania do organizacji międzynarodowych. Dziennikarze „mogą zwracać się do obrońców praw człowieka, do prokuratury, do wszystkich innych właściwych organów. Jestem pewna, że ten problem nie zostanie rozwiązany w Armenii” – powiedziała Karapentjants. „Ale istnieją do tego struktury międzynarodowe. Na przykład Europejski Trybunał Praw Człowieka”.
Poprzedni parlament miał mniej burzliwy start
Głęboko wrogie stosunki między partią rządzącą a opozycją są istotną zmianą w stosunku do ostatniego parlamentu, kiedy – przynajmniej na początku jego kadencji – obie siły opozycyjne skłonne były współpracować z Paszynianem i jego sojusznikami w bloku Mój Krok.
Konserwatywna partia Dostatnia Armenia, kierowana przez oligarchę Gagika Carukjana, odegrała kluczową rolę w ogłoszeniu przedterminowych wyborów w 2018 roku, które wyniosły Mój Krok do władzy, a następnie jego pragnienie utrzymania wielu interesów biznesowych trzymało go przez jakiś czas po stronie Paszyniana. Jednak kruchy związek ostatecznie się popsuł.
Podobnie druga siła opozycyjna w ostatnim parlamencie, stosunkowo liberalna Jasna Armenia, początkowo była postrzegana jako umiarkowana opozycja wobec Paszyniana, choć później zaostrzyła swoją retorykę gdy Paszynian obwinił partię o współpracę z poprzednim reżimem.
Nowa perspektywa
Parlament ten jednak powstał w wyniku ,,aksamitnej rewolucji” kierowanej przez Paszyniana wiosną 2018 roku. Obecny parlament jest natomiast wynikiem przedterminowych wyborów rozpisanych w wyniku kryzysu politycznego po katastrofalnej klęsce kraju w wojnie. Dwie nowe siły opozycyjne są powiązane zarówno z byłymi prezydentami, przywódcami reżimu obalonego przez Paszyniana w 2018 roku, jak i wieloletnimi politycznymi wrogami premiera.
Opozycja stara się zająć mocne stanowiska w parlamencie i częściowo się to udaje; prawdopodobnie nigdy nie było tak dużej liczby radykalnych sił opozycyjnych w parlamencie Armenii. Ale jakość tej pracy ocenić można dopiero za jakiś czas. Jednocześnie partia rządząca odwzajemnia ciosy, krytykując opozycję. Opozycja musi jeszcze nauczyć się odpierać te ataki, które są pewną nowością w ormiańskiej kulturze politycznej, a także odpowiednio na nie reagować i w ogóle wnosić jakiś program do parlamentu. Od tego zależy jej własna przyszłość polityczna i przyszłe tendencje w polityce Armenii.