Azerbejdżan intensyfikuje rozmowy o układzie pokojowym z Armenią

Kiedy ministerstwo spraw zagranicznych Azerbejdżanu ogłosiło, że zwalnia 15 ormiańskich żołnierzy, komunikat prasowy wyglądał prawie jak kopia podobnej przełomowej umowy sprzed kilku tygodni.

Obejmowała dokładnie taką samą liczbę żołnierzy, a także nastąpiła po tym, jak Erywań zgodził się przekazać mapy min lądowych na niektórych terytoriach, które Azerbejdżan odzyskał w zeszłym roku. Trudno nie dostrzec, że Rosja powraca do dominacji w dyplomacji między Armenią a Azerbejdżanem. Tylko czy ostateczne porozumienie pokojowe usunęłoby Moskwę z drogi do stabilizacji w regionie?

Jest jednak jedna godna uwagi różnica między dokumentami: w tej pierwszej wymianie pośredniczyły Stany Zjednoczone i Gruzja, przy wsparciu Unii Europejskiej i OBWE. Nowa umowa, ogłoszona 4 lipca, miała tylko jednego mediatora: Rustama Muradowa – dowódcę rosyjskiego kontyngentu sił pokojowych tymczasowo rozmieszczonego na terytorium Republiki Azerbejdżanu, jak to ujął komunikat MSZ Azerbejdżanu.

Rosja wraca do negocjacji między stronami

Kiedy premier Armenii Nikol Paszynian spotkał się 7 lipca w Moskwie z Władimirem Putinem, osobiście podziękował prezydentowi Rosji. „Chcę podkreślić twoją osobistą rolę w tej [wymianie więzień za mapy] i dziękuję ci za to.” – powiedział Putinowi. „W naszej rozmowie telefonicznej 24 czerwca omówiliśmy tę kwestię i w ciągu tygodnia 15 naszych rodaków wróciło do ojczyzny”.

Natychmiast po wojnie zeszłej jesieni Rosja szybko stała się głównym pośrednikiem między Armenią a Azerbejdżanem, wysyłając ponad 2000 żołnierzy sił pokojowych do regionu i współprzewodnicząc kluczowej komisji ds. przywrócenia transportu między obiema stronami. Nieoczekiwane zaangażowanie państw zachodnich w pierwszą wymianę dało jednak możliwość podjęcia bardziej wielostronnych wysiłków na rzecz pomocy Armenii i Azerbejdżanowi w rozwiązaniu wielu pozostałych kwestii, łącznie z pełnym porozumieniem pokojowym, które ostatecznie rozwiązałoby konflikt.

Ale ostatnio Rosja odzyskała swoją centralną rolę w mediacji. Jeden dyplomatyczny kryzys związany jest z (nie)aktywnością kierowanego przez Rosję bloku wojskowego, Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ). W maju Armenia zaapelowała do organizacji o pomoc w radzeniu sobie z pozornymi podjazdami Azerbejdżanu na skrawki ormiańskiego terytorium. Erywań argumentował, że postanowienia karty OUBZ dotyczące obrony zbiorowej zobowiązywały inne państwa członkowskie do udzielenia mu pomocy w przypadku inwazji innego państwa na jego terytorium.

OUBZ sprzeciwił się, mówiąc tylko, że „uwzględnia” apel Armenii. 3 lipca sekretarz generalny organizacji, Stanislav Zas, ostatecznie ogłosił jej zakończenie procedowania uwag Erywania. „Trzeba zrozumieć, że OUBZ może działać tylko w przypadku agresji lub ataku.” – powiedział dziennikarzom Zas. „Ale tutaj mamy do czynienia z tym, co w istocie jest incydentem granicznym. Dzięki Bogu nie ma ofiar, nie ma tam strzelania. To incydent graniczny, trzeba go rozwiązać i jesteśmy za rozwiązaniem pokojowym.” Doszedł do wniosku, że OUBZ postanowiła nie wysyłać misji monitorującej do regionu, „choć oczywiście sytuacja jest monitorowana”.

OUBZ z negatywną prasą w Erywaniu

Nie zostało to dobrze przyjęte w Erywaniu, gdzie już było znaczne niezadowolenie z powodu swobodnego podejścia Rosji do sojuszu z Armenią. Dwa dni później sekretarz rady bezpieczeństwa Armenii Armen Grigorjan rozmawiał z Zasem telefonicznie, a według informacji strony ormiańskiej Grigorjan poinformował, że „obecnej sytuacji nie można nazwać incydentem, ponieważ od dłuższego czasu azerbejdżańscy żołnierze nie opuszczają suwerennego terytorium Republiki Armenii”. Grigorjan oskarżył Baku o „oczywistą próbę zajęcia części suwerennego terytorium Republiki Armenii” i doradził OUBZ „wykazanie powściągliwości w formułowaniu konfliktu”.

Co ciekawe, dopiero w tym roku OUBZ formalnie dopuściła możliwość istnienia państw partnerskich i obserwatorów. Rosyjski urzędnik poinformował 7 lipca, że ​​na szczycie listy kandydatów znalazły się Azerbejdżan i Pakistan. Nie było oficjalnego komentarza Baku na ten temat. Azerbejdżan nigdy nie był szczególnie entuzjastycznie nastawiony do przyłączenia się do nowych organizacji wielostronnych Rosji, preferując bardziej wielowektorową politykę zagraniczną. Jednak na początku tego roku wyciekły informacje, że Azerbejdżan może również uczestniczyć jako obserwator w spotkaniu siostrzanej organizacji gospodarczej OUBZ, Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej.

Można było dostrzec korzyść dla Baku w tym stanie rzeczy, w którym nie są zobowiązani do przestrzegania zasad żadnej z organizacji, a jednocześnie mogą uczestniczyć w spotkaniach i przedstawiać swoją wersję wydarzeń w konflikcie z Armenią. (Obecne państwa członkowskie OUBZ to Armenia, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Rosja i Tadżykistan).

Oferta Baku i status Karabachu

Tymczasem Azerbejdżan był aktywny na innym froncie dyplomatycznym: forsując kompleksowe porozumienie pokojowe z Armenią. W ostatnich tygodniach oficjalne źródła w Baku mówią o potrzebie poważnych negocjacji w sprawie ostatecznego rozwiązania konfliktu i wydaje się, że rozmowy te nabrały tempa od czasu wyborów w Armenii 20 czerwca. „Azerbejdżan jest gotowy do współpracy z Armenią nad wielkim porozumieniem pokojowym między naszymi dwoma krajami i my to oferujemy.” – powiedział trzy dni po wyborach azerbejdżański minister spraw zagranicznych Jeyhun Bajramow.

„Jeśli nie mamy porozumienia pokojowego z Armenią, to znaczy, że nie ma pokoju. Nie ma pokoju nie tylko między tymi dwoma krajami, ale także na Kaukazie Południowym.” – dodał dwa dni później prezydent Ilham Alijew. Oferta pokojowa Alijewa zawierała głównie uwagi w stronę Erywania poddając w wątpliwość szczerość oferty. „Niestety, nigdy nie słyszeliśmy czegoś takiego od rządu Armenii. Rząd Armenii ignoruje nasze deklaracje o rozpoczęciu negocjacji w sprawie porozumienia pokojowego z Armenią.” – dodał prezydent Azerbejdżanu.

Jednak sporny punkt pozostaje ten sam, który od dziesięcioleci nękał negocjacje: kto dostaje Górski Karabach, terytorium w centrum tego konfliktu? Na początku negocjacji, w latach 90., Azerbejdżan wydawał się skłonny do rezygnacji z Karabachu w zamian za inne ustępstwa. Jednak po wojnie w zeszłym roku Baku nie jest nawet skłonne zaoferować Karabachowi takiej autonomii, do której wcześniej twierdził, że jest skłonny.

„Traktat pokojowy zakłada uznanie integralności terytorialnej obu krajów.” – powiedział w maju Alijew. Dodał, że władze Azerbejdżanu „są gotowe to zrobić, publicznie uznają integralność terytorialną Armenii”, ale jednocześnie władze ormiańskie muszą uznać integralność terytorialną Azerbejdżanu „w jego granicach międzynarodowych”.

Ten punkt został jeszcze bardziej podkreślony w tym tygodniu, kiedy Azerbejdżan wprowadził nową regionalną reorganizację swojego terytorium, która jeszcze bardziej zaciemniła specjalny status z czasów sowieckich, jakim cieszył się Górski Karabach. To kolejne przypomnienie, że były Obwód Autonomiczny Górskiego Karabachu nie ma specjalnego statusu, a ponadto, obecna strefa aktywności rosyjskich sił pokojowych nie jest przewidziana [w przyszłości]. Integracja tych regionów w prawną i gospodarczą przestrzeń Azerbejdżanu to tylko kwestia czasu.

Tymczasem Armenia nadal nalega, aby ostateczny status Karabachu został poddany referendum. Ruben Rubinjan, szef komisji spraw zagranicznych parlamentu ormiańskiego, odpowiedział na ofertę Bajramowa, mówiąc, że Armenia „chętnie podpisałaby dokument z Azerbejdżanem”, gdyby Baku uznało status Karabachu w oparciu o wolę swojego narodu. (Istnieją różne sposoby określenia, którzy „ludzie” mieliby być ankietowani, ale w każdym możliwym wariancie byliby oni w większości Ormianami, a zatem głosowaliby za nie przynależnością do Azerbejdżanu.)

Podział terytorium kluczem do porozumienia?

Interesujący wątek do sprawy wtrąca inna posłanka z Armenii, Naira Zohrabjan. Po powrocie z niedawnej sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy poinformowała, że ​​rozmawiała z posłem z Azerbejdżanu, który przedstawił jej warunki porozumienia. „Azerbejdżan jest gotowy do dyskusji na temat powrotu terrorystów, jeśli Armenia zgodzi się podpisać porozumienie pokojowe – powiedział jej azerbejdżański deputowany Samed Seyjdov. „To znaczy, uznaj na piśmie integralność terytorialną Azerbejdżanu, w tym fakt, że 75 procent Górskiego Karabachu należy do niego”.

Rzeczeni „Terroryści” to armeńscy żołnierze, którzy są sądzeni w Baku i są wykorzystywani jako karty przetargowe dla map minowych, tak jak w przypadku wymiany z 4 lipca, a „75 procent” odnosi się do przybliżonej ilości terytorium, które Azerbejdżan albo zdobył militarnie podczas wojny, albo które Armenia oddała na warunkach oświadczenia o zawieszeniu broni, które zakończyło wojnę.

Seyjdov wydawał się sugerować, że Armenia nie musiałaby uznać pozostałych 25 procent terytorium Karabachu za ziemie Azerbejdżanu, aby obie strony zawarły porozumienie pokojowe. Jednak powagę tej sugestii podważa nie tylko z drugiej ręki – sam Seyjdov nie skomentował tych doniesień – ale także fakt, że zaledwie kilka dni później niektórzy „terroryści” zostali wypuszczeni.

Rosyjska obecność w Azerbejdżanie zachętą do ugody

Czy to jednak oznacza, że ​​Baku jest skłonne rozważyć umowę, która obejmuje odzyskanie kontroli nad czymś, co stanowi mniej niż 100 procent swojego terytorium? Pozostaje niedopowiedziane w tych wszystkich spekulacjach, kto dokładnie ma wynegocjować ostateczne porozumienie pokojowe. Przed wojną było to zadanie Mińskiej Grupy OBWE, kierowanej przez dyplomatów z Rosji, Francji i Stanów Zjednoczonych. Grupa Mińska została odsunięta na margines w wyniku wojny i ma niskie zaufanie u obu stron. Rosjanie de facto wypełnili tę dyplomatyczną próżnię, choć żadna ze stron też nie jest tym zbyt podekscytowana.

Zachętą, dla Baku aby zawrzeć porozumienie pokojowe jest jeszcze jedna perspektywa: pomogłoby to usunąć Rosję i jej żołnierzy z pola widzenia. Wielu Azerbejdżan zirytowała rosyjska obecność wojskową na ich terytorium, widząc w tym skazę na zwycięstwie w wojnie i – jak wspomniano powyżej – regularnie podkreślając jej tymczasowy charakter. Trzeba w tym miejscu zwrócić uwagę na niedawną wymianę ognia między siłami armeńskimi i azerbejdżańskimi w Agdamie. Incydent ponownie pokazuje nieskuteczność rosyjskiej misji pokojowej i jeszcze bardziej ją podważa. Pod tym względem krytyka Rosji staje się głośniejsza w Baku, a ewentualne porozumienie pokojowe z Erywaniem wydaje się długoterminowo lepszą opcją.